wtorek, 30 października 2012

Fashion Philosophy - final report.

     Rację mają ci, co mówią, że wszystko co dobre szybko się kończy. Ostatni dzień polskiego Tygodnia Mody pomimo, że czuć już było spokojną atmosferę kończącego się wydarzenia, dobiegł końca w błyskawicznym tempie. To dzień, kiedy kończy się zapał do wszelkich przejawów przebojowości, a zaczynają się nastroje podsumowujące. Jaki był ten Fashion Week? Piękny, z całą pewnością.
     Jednym z trzech pokazów, które zobaczyłam w niedzielę, była kolekcja Marty Siniło. Znałam projektantkę z jej wcześniejszych, bardzo efemerycznych, i dziewczęcych projektów. Ta kolekcja była zupełnie inna, w moim przekonaniu bardzo słaba, mocno odtwórcza, i niestety w żadnym stopniu nie inspirująca. Odniosłam wrażenie jakby kolekcja była tworzona na szybko, niczym zapchajdziura, bez żadnego pomysłu i koncepcji na całość, jak i pojedyncze outfity. Podsumowaniem tego były t-shirty z napisem "I don't care". Rzeczywiście pani Siniło, You don't care. Szkoda tylko, że tak słaby pokaz zamykał strefę Off Out of Schedule, która z wielką oryginalnością ma najwięcej wspólnego.
     Znacznie lepszym pokazem okazał się pokazany w Alei Projektantów pokaz Agnieszki Orlińskiej. Jej kolekcja była bardzo oniryczna, kobieca, i w całkiem zmysłowym tonie. Było dużo satyny, jeszcze więcej koronki, i całkiem przyzwoita ilość drobnych koralików. Ponownie pokaz nie był ani wielkim zaskoczeniem, ani też nie okazał się przełomowym odkryciem nowych trendów, ale był cudownie estetyczny i bardzo przyjemny w odbiorze, a przy odpowiedniej stylizacji rzeczy Orlińskiej z pewnością nabrałyby niezwykłego, i bardzo odkrywczego charakteru. Być może Orlińska jeszcze przestanie być tak zachowawcza w swoich projektach, i nabierze zawodowej odwagi, co właściwie nie jest niezbędne, bo jej ubrania to po prostu dobry zamiennik ubrań z sieciówki. O znacznie ważniejszej duszy, bo zaprojektowanej od podstaw w małym nakładzie.
     Najbardziej jednak, co dosyć niezwykłe, podobał mi się pokaz Hyakintha, który tworzy ubrania wyłącznie w zakresie mody męskiej. Chodzi jednak o pomysł na łączenie różnych tkanin, w bardzo nieoczywiste, czasami niecodzienne, a jednak nadal nadające się do noszenia fasony. Matowe martensy do dłuższych szortów Hyakintha to moim zdaniem świetne połączenie, bardzo niedocenione. W dodatku projektant udowodnił, że nie ma czegoś takiego jak moda na tatuaż, bo to ozdoba, wpisana w ciało, i charakter każdego posiadacza. Zmywalne tatuaże pokrywały znaczne części ciał modeli, przydając im ogromnie indywidualnego wyrazu, i niepowtarzalności. 
     Miniony Fashion Week wiele mnie nauczył, i zdecydowanie był jedną z najlepszych edycji na których dotąd byłam. Przede wszystkim w jednym miejscu skupiają się ludzie bardzo ściśle związani z modą, pasjonaci i znawcy. W tak doborowym gronie można zakrztusić się od inspiracji, ale co ważne nie od nadmiaru. Wspaniałe wydarzenie, właściwie doskonale zorganizowane, o wielkim wpływie na polską modę. Cieszę się, że przez parę dni zostałam wrzucona w wir tej dziwnej bajki, z której w głębi serca, i po krótkim odpoczynku wcale nie chciałam wychodzić. Mam nadzieję, że kolejna edycja będzie nadal lepsza, przede wszystkim pod względem kolekcji. Musimy pamiętać, że znane i rozpoznawalne nazwisko nie przykryje nawet najdrobniejszego błędu w pracy projektanta, i musimy nauczyć się przestać na to liczyć. Do zobaczenia miasto Łódź, mam nadzieję, że wkrótce.

relacja pisana dla ConFashion Mag

Marta Siniło


Agnieszka Orlińska




Hyakinth


1 komentarz:

  1. Świetny, krótki i rzeczowy artykuł...mimo, że ze względów zawodowych nie mogłam sobie pozwolić na wyjazd do Łodzi mogę na postawie Twoich kilku słów i paru zdjęć zobrazować sobie te trzy pokazy, bardzo miło się czytało ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń