Rację mają ci, co mówią, że wszystko co dobre szybko się kończy. Ostatni dzień polskiego Tygodnia Mody pomimo, że czuć już było spokojną atmosferę kończącego się wydarzenia, dobiegł końca w błyskawicznym tempie. To dzień, kiedy kończy się zapał do wszelkich przejawów przebojowości, a zaczynają się nastroje podsumowujące. Jaki był ten Fashion Week? Piękny, z całą pewnością.
Jednym z trzech pokazów, które zobaczyłam w niedzielę, była kolekcja Marty Siniło. Znałam projektantkę z jej wcześniejszych, bardzo efemerycznych, i dziewczęcych projektów. Ta kolekcja była zupełnie inna, w moim przekonaniu bardzo słaba, mocno odtwórcza, i niestety w żadnym stopniu nie inspirująca. Odniosłam wrażenie jakby kolekcja była tworzona na szybko, niczym zapchajdziura, bez żadnego pomysłu i koncepcji na całość, jak i pojedyncze outfity. Podsumowaniem tego były t-shirty z napisem "I don't care". Rzeczywiście pani Siniło, You don't care. Szkoda tylko, że tak słaby pokaz zamykał strefę Off Out of Schedule, która z wielką oryginalnością ma najwięcej wspólnego.
Znacznie lepszym pokazem okazał się pokazany w Alei Projektantów pokaz Agnieszki Orlińskiej. Jej kolekcja była bardzo oniryczna, kobieca, i w całkiem zmysłowym tonie. Było dużo satyny, jeszcze więcej koronki, i całkiem przyzwoita ilość drobnych koralików. Ponownie pokaz nie był ani wielkim zaskoczeniem, ani też nie okazał się przełomowym odkryciem nowych trendów, ale był cudownie estetyczny i bardzo przyjemny w odbiorze, a przy odpowiedniej stylizacji rzeczy Orlińskiej z pewnością nabrałyby niezwykłego, i bardzo odkrywczego charakteru. Być może Orlińska jeszcze przestanie być tak zachowawcza w swoich projektach, i nabierze zawodowej odwagi, co właściwie nie jest niezbędne, bo jej ubrania to po prostu dobry zamiennik ubrań z sieciówki. O znacznie ważniejszej duszy, bo zaprojektowanej od podstaw w małym nakładzie.
Najbardziej jednak, co dosyć niezwykłe, podobał mi się pokaz Hyakintha, który tworzy ubrania wyłącznie w zakresie mody męskiej. Chodzi jednak o pomysł na łączenie różnych tkanin, w bardzo nieoczywiste, czasami niecodzienne, a jednak nadal nadające się do noszenia fasony. Matowe martensy do dłuższych szortów Hyakintha to moim zdaniem świetne połączenie, bardzo niedocenione. W dodatku projektant udowodnił, że nie ma czegoś takiego jak moda na tatuaż, bo to ozdoba, wpisana w ciało, i charakter każdego posiadacza. Zmywalne tatuaże pokrywały znaczne części ciał modeli, przydając im ogromnie indywidualnego wyrazu, i niepowtarzalności.
Miniony Fashion Week wiele mnie nauczył, i zdecydowanie był jedną z najlepszych edycji na których dotąd byłam. Przede wszystkim w jednym miejscu skupiają się ludzie bardzo ściśle związani z modą, pasjonaci i znawcy. W tak doborowym gronie można zakrztusić się od inspiracji, ale co ważne nie od nadmiaru. Wspaniałe wydarzenie, właściwie doskonale zorganizowane, o wielkim wpływie na polską modę. Cieszę się, że przez parę dni zostałam wrzucona w wir tej dziwnej bajki, z której w głębi serca, i po krótkim odpoczynku wcale nie chciałam wychodzić. Mam nadzieję, że kolejna edycja będzie nadal lepsza, przede wszystkim pod względem kolekcji. Musimy pamiętać, że znane i rozpoznawalne nazwisko nie przykryje nawet najdrobniejszego błędu w pracy projektanta, i musimy nauczyć się przestać na to liczyć. Do zobaczenia miasto Łódź, mam nadzieję, że wkrótce.
relacja pisana dla ConFashion Mag
Jednym z trzech pokazów, które zobaczyłam w niedzielę, była kolekcja Marty Siniło. Znałam projektantkę z jej wcześniejszych, bardzo efemerycznych, i dziewczęcych projektów. Ta kolekcja była zupełnie inna, w moim przekonaniu bardzo słaba, mocno odtwórcza, i niestety w żadnym stopniu nie inspirująca. Odniosłam wrażenie jakby kolekcja była tworzona na szybko, niczym zapchajdziura, bez żadnego pomysłu i koncepcji na całość, jak i pojedyncze outfity. Podsumowaniem tego były t-shirty z napisem "I don't care". Rzeczywiście pani Siniło, You don't care. Szkoda tylko, że tak słaby pokaz zamykał strefę Off Out of Schedule, która z wielką oryginalnością ma najwięcej wspólnego.
Znacznie lepszym pokazem okazał się pokazany w Alei Projektantów pokaz Agnieszki Orlińskiej. Jej kolekcja była bardzo oniryczna, kobieca, i w całkiem zmysłowym tonie. Było dużo satyny, jeszcze więcej koronki, i całkiem przyzwoita ilość drobnych koralików. Ponownie pokaz nie był ani wielkim zaskoczeniem, ani też nie okazał się przełomowym odkryciem nowych trendów, ale był cudownie estetyczny i bardzo przyjemny w odbiorze, a przy odpowiedniej stylizacji rzeczy Orlińskiej z pewnością nabrałyby niezwykłego, i bardzo odkrywczego charakteru. Być może Orlińska jeszcze przestanie być tak zachowawcza w swoich projektach, i nabierze zawodowej odwagi, co właściwie nie jest niezbędne, bo jej ubrania to po prostu dobry zamiennik ubrań z sieciówki. O znacznie ważniejszej duszy, bo zaprojektowanej od podstaw w małym nakładzie.
Najbardziej jednak, co dosyć niezwykłe, podobał mi się pokaz Hyakintha, który tworzy ubrania wyłącznie w zakresie mody męskiej. Chodzi jednak o pomysł na łączenie różnych tkanin, w bardzo nieoczywiste, czasami niecodzienne, a jednak nadal nadające się do noszenia fasony. Matowe martensy do dłuższych szortów Hyakintha to moim zdaniem świetne połączenie, bardzo niedocenione. W dodatku projektant udowodnił, że nie ma czegoś takiego jak moda na tatuaż, bo to ozdoba, wpisana w ciało, i charakter każdego posiadacza. Zmywalne tatuaże pokrywały znaczne części ciał modeli, przydając im ogromnie indywidualnego wyrazu, i niepowtarzalności.
Miniony Fashion Week wiele mnie nauczył, i zdecydowanie był jedną z najlepszych edycji na których dotąd byłam. Przede wszystkim w jednym miejscu skupiają się ludzie bardzo ściśle związani z modą, pasjonaci i znawcy. W tak doborowym gronie można zakrztusić się od inspiracji, ale co ważne nie od nadmiaru. Wspaniałe wydarzenie, właściwie doskonale zorganizowane, o wielkim wpływie na polską modę. Cieszę się, że przez parę dni zostałam wrzucona w wir tej dziwnej bajki, z której w głębi serca, i po krótkim odpoczynku wcale nie chciałam wychodzić. Mam nadzieję, że kolejna edycja będzie nadal lepsza, przede wszystkim pod względem kolekcji. Musimy pamiętać, że znane i rozpoznawalne nazwisko nie przykryje nawet najdrobniejszego błędu w pracy projektanta, i musimy nauczyć się przestać na to liczyć. Do zobaczenia miasto Łódź, mam nadzieję, że wkrótce.
relacja pisana dla ConFashion Mag
Marta Siniło |
Agnieszka Orlińska |
Hyakinth |
Świetny, krótki i rzeczowy artykuł...mimo, że ze względów zawodowych nie mogłam sobie pozwolić na wyjazd do Łodzi mogę na postawie Twoich kilku słów i paru zdjęć zobrazować sobie te trzy pokazy, bardzo miło się czytało ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam